Historia ciekawsza niż samo zdjecie. Przez przypadek trafiłem lupą w bardzo małego śluzowca z rodziny comatricha (chociaż teraz wydaje mi sie, ze to nie on , bo nóżka powinna być czarna , a nie jak tu jasna), którego jeszcze nigdy nie spotkałem. Ucieszyłem się mimo, że ty tylko jedna zarodnia , ustawiłem sie do fotografowania ubierając obiektyw w pierścienie. Zrobiłem tylko to jedno próbne zdjecie, bo ustawiając ostrość na kolejny strzał, w kadrze ujrzałem zbliżającego się potwora (jakąś mszycę , albo jakieś roztocze). Stanął przy "mikrofonie" spojrzał w kadr i jednym kłapnięciem paszczy zeżarł mi śluzowca...
"Potwór" wyłaniający się po śniadanie miał milimetr , może mniej.
Ha ha, nieźle, to chyba roztocz jakowyś, na mszyce jak mniemam za małe.
OdpowiedzUsuńCiekawa historia :)
OdpowiedzUsuńKurcze, potwór miał milimetr? To ile miał śluzowiec? :D